wtorek, 12 czerwca 2018

2 Międzynarodowa przygoda. Klamka zapadła.


Konstancja  miała nadzieję, że Anka nie dostrzegła małego kartonika, który Iwo schował w jej dłoni podczas pożegnania. Wróciła do koleżanki i usiadła na krzesło, na którym siedział nowy znajomy. Nie chciała patrzeć sąsiadce w oczy. Chciała zostać sama. Jednak Anka rozluźniona drinkiem nie zamierzała nigdzie iść.
- Wiesz, sama bym chętnie z nim poszła na całość. Nawet mu coś niecoś sugerowałam, ale on nic tylko wypytywał o ciebie. A czego mi brakuje. No powiedz? -  pytała obciągając bluzkę i czyniąc dekolt głębszym.
Konstancja nic nie odpowiedziała. Myślała zupełnie o czymś innym, niż o niedostatkach rozczarowanej dziewczyny.
Tej nocy długo nie mogła znaleźć dogodnej pozycji, by przywołać sen. Pod powiekami przewijała każdą chwilę, od momentu poznania przystojnego Węgra poprzez rozmowę przy ogrodzeniu, aż do ujrzenia jego oczu. Potem następował replay  i " film " zaczynał się od początku. Zupełnie zapomniała o maleńkim kartoniku, który został w kieszeni wytartych jeansów.

Rano  nie pamiętała, o czym śniła. Wstała i zabrała za szykowanie śniadania maluchom. Kiedy smażyła naleśniki przypomniała  o wizytówce. Pobiegła do garderoby.
"Gdzie ją wetknęłam? " przeglądała pudełka stojące na komodzie.
 "No tak. Zostawiłam w spodniach " przypomniała i skierowała się w stronę łazienki.
Wyciągnęła spodnie z brudownika i zagłębiła dłoń w kieszeni. "Jest" odetchnęła z ulgą. Rozprostowywała pogniecioną wizytówkę, gdy z dołu usłyszała wołanie.
- Halooo.Jest tu kto?!No tak, nikogo ni widu ni słychu, a  patelnia się pali. 
Pani Irena krzątała się po kuchni. Kiedy Konstancja wróciła, sąsiadka zdążyła otworzyć okno, aby dym się ulotnił.
Dzień dobry - zwróciła się do niespodziewanego gościa.
Dobry, dobry- odpowiedziała emerytka machając ścierką przed oknem.
- Jak dla kogo -  dodała głośno. - Niech no wyjdzie przed dom i pogada z tym, co to u was wczoraj był, bo od samiuteńkiego ranka jeździ jak szalony w to i wewto. Oszaleć można od tego ganiania. Pewnikiem czegoś  kce - zakończyła kierując w stronę drzwi.
- Ale czego on może chcieć ? - Konstancja udała zaskoczenie.
- A bo ja wiem? - sąsiadka zatrzymała się jeszcze na chwilę. - Może się zakochał? - dodała ciszej i wyszła.
Konstancja popatrzyła na kartonik i ze złością zgniotła go w dłoni.."Co za dureń. Idiota zupełny. Gdzie on jest?" pobiegła do salonu i stanęła przed oknem. Ale bus się nie pojawiał. Najszybciej jak tylko mogła nakarmiła dzieci, chwyciła torbę, wózek i czym prędzej udała  w kierunku sklepu. Dopiero kiedy wracała, ujrzała busa. Jechał w jej stronę. Minął ją tak szybko, że nie zdążyła zobaczyć, kto siedział za kierownicą. Teraz już nic nie rozumiała. Złość przeszła w zdumienie. Zdążyła poczuć  rozczarowanie,  smutek, a nawet żal. Tyle różnych emocji na raz. Była tak pochłonięta rozmyślaniem, iż nie usłyszała hamującego za nią auta. Odwróciła się dopiero na dźwięk swego imienia.
Gdy go zobaczyła cała złość gdzieś uleciała.
- Czemu nie dzwoniłaś? -spytał cicho, aby dzieci nie słyszały.
- Zadzwonię dzisiaj, a kiedy przyjedziesz zaparkuj dalej i przyjdź. Będę czekać - usłyszała jakby nie swój głos.
Kiedy odjechał dotarło do niej, że oto umówiła się z całkiem obcym facetem. Tłumione pragnienie zadecydowało za nią. Była tylko instrumentem, który pragnął, aby on na nim zagrał. Nic innego się nie liczyło. Tylko to, żeby mieć go przy sobie. Na sobie. W sobie.

cdn....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz