poniedziałek, 20 lipca 2020

5 Jak dobrze mieć sąsiada. Gorące lato.



Jacek wpadł do domu, złapał za kluczyki od auta leżące na stoliku. Dzwonek telefonu zatrzymał go tuż przed drzwiami. Chciał zignorować dźwięk, lecz pomyślał o Konstancji.  "Być może zrezygnowała z chęci użycia prezerwatywy i chce, bym wrócił."
 Z nadzieją podniósł słuchawkę. Po drugiej stronie piekliła się żona .
- Do cholery, gdzie ty łazisz? Dzwonię i dzwonię, a ciebie nie ma.
- Wyszedłem do sklepu- skłamał na poczekaniu
Ale jesteś trzeźwy - bardziej stwierdziła niż spytała.
- Bo musisz koniecznie przyjechać po nas na dworzec - ciągnęła dalej nie czekając na odpowiedź.
- Justynka się rozchorowała. Byłam u lekarza, ale nic groźnego nie znalazł. - tłumaczyła dalej.
- Będziemy na dworcu o piątej - skończyła.
Mężczyzna spojrzał na zegarek. Była czwarta trzydzieści.
- Pół godziny to zbyt mało - usłyszał swój głos.
- Co mówisz?- krzyk Anki sprowadził go na ziemię.
- Mało na co?- dopytywała.
 Miałem coś ugotować - odetchnął z ulgą, bo wymówka wydała mu się dość przekonująca..
Dobra. Muszę kończyć, bo coś przerywa - krzyknęła kończąc rozmowę.
 Jacek oparł się o ścianę.
- Kurwa mać! 
Złapał za słuchawkę i wycisnął numer sąsiadki. Przycisnął aparat do ucha, lecz długi sygnał nie dawał nadziei na połączenie. Zdenerwowany wybiegł z domu.


 Konstancja patrzyła w ekran telewizora, lecz jej myśli były zupełnie gdzie indziej. Przed chwilą wyszła od niej Anka. Wpadła pożyczyć leki przeciwgorączkowe dla Justynki. W skrócie zrelacjonowała pobyt z małą na wczasach, oraz nagłą chorobę córeczki.Teraz wszystko było jasne. Jacek nie przyszedł, bo pojechał po rodzinę. " No tak... fajnie było ale się skończyło " podsumowała dzisiejszy dzień. Kiedy dzieci już spały, wyciągnęła wibrator i włączyła wyobraźnię.

 Następnego dnia, tuż przed południem, Anka z córeczką zawitała u Konstancji.
Dużą kawę poproszę - zawołała, gdy spostrzegła sąsiadkę siedzącą na werandzie.
- Mam ci tyle do powiedzenia - puściła oko do gospodyni.
- A jak mała? Już lepiej? - Konstancja spojrzała na dziewczynkę biegnącą w kierunku jej dzieci.
- Wszystko w porządku. Jeszcze wczoraj miała gorączkę, a dziś nic. Jak ręką odjął. Normalnie jakby  na złość się rozchorowała - westchnęła siadając przy stoliku.
Jak to, na złość?- Konstancja zatrzymała się przed wejściem do domu.
- Dobra, dawaj kawę to ci wszystko opowiem - Anka ponagliła koleżankę.
 Kawa przybyłej zdążyła już ostygnąć, a na kawałku szarlotki stojącej tuż obok przysiadła mucha. Konstancja patrzyła na owada przemieszczającego się z trudem po lukrowanej powierzchni, która w takim upale stopniała dość szybko. Chciała machnąć ręką, by odgonić bzyczącego amatora słodkości, lecz w porę powstrzymała dłoń.
- Kesi. Czy ty w ogóle mnie słuchasz? - Anka spojrzała na koleżankę.
- Oczywiście, że słucham.
- To dlaczego nic nie mówisz?- przechyliła nieco głowę, aby lepiej widzieć Konstancję w oślepiającym słońcu.
- Czekam aż skończysz - wyjaśniła
- A jak on dokładnie wyglądał? - udała większe zainteresowanie.
 - Jakie miał oczy? - dopytywała.
- A bo ja wiem? Ciemne jakieś. Chyba piwne? - Anka przymknęła powieki i przeciągnęła się niczym kot
- Co tam oczy. Język, język miał taki twardy, że nawet sobie nie wyobrażasz -westchnęła.
- Po prostu traciłam świadomość, kiedy mnie lizał. Odlot totalny. Mówię ci - uśmiechnęła do swoich wspomnień.
- Jeszcze teraz na samą myśl, mam dreszcze - położyła dłonie na udach i przesunęła w kierunku szortów. Wreszcie upiła łyk kawy i zerknęła na szarlotkę.
 - A u ciebie co? Działo się coś fajnego?- zatopiła łyżeczkę w lukrze w celu wyłuskania owada.
- Nie. Zupełnie nic.-Konstancja zapewniła za szybko i za głośno. Anka spojrzała z zaciekawieniem na koleżankę, która nerwowo poruszyła się na krześle.
- Ej Kesi, chyba coś przede mną ukrywasz -pomachała pomazaną łyżeczką, jakby groziła wskazującym palcem.
- No coś ty. Gdybym tak jak ty wyjechała na wczasy, to może bym spotkała takiego gorącego kochanka - dodała nieco spokojniej.
- I wszystko byś mi opowiedziała, co Kesi? - Anka przymrużyła oczy .
- No jasne że tak.- zapewniła. 
-  Daj, przyniosę ci czystą  - gospodyni uśmiechnęła się, złapała za brudną łyżeczkę i pobiegła do kuchni.
"Pewnie mi zazdrości " Anka pomyślała z satysfakcją. Nie od dziś wiedziała, że małżeństwo Konstancji nie należało do udanych. Jan zdradzał ją , a ona jak ta głupia Penelopa, czekała na niego całymi miesiącami. Jej małżeństwo było inne. Jacek był jej wierny. Tego była pewna. Był po prostu za głupi, aby tak ryzykować. A ona zdradzała, lecz była zbyt sprytna, żeby mógł się o tym dowiedzieć. Nie mogąc doczekać się czystej łyżeczki, chwyciła w palce kawałek ciasta, wcisnęła do ust i zniknęła pod rozłożystą czeremchą, skąd dobiegał krzyk Justynki.

cdn....


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz