poniedziałek, 20 lipca 2020

Przebudzony motyl.



Zdrada nie odbiła się na jej psychice w żaden sposób. Nie miała wyrzutów sumienia.W końcu to Jan "otworzył furtkę", przez którą tylko przeszła. Choć stąpała po cienkim lodzie, czuła ... Iwo był pierwszym, lecz nie był ostatnim kochankiem.
 Odnosiła wrażenie, iż stała się motylem, który zrzucił krępujący kokon. Była piękną, seksowną kobietą. Wreszcie to dostrzegła. Zrozumiała, że to nie ona była głównym powodem, iż mąż wolał inną.
Postanowiła podkreślić swój świeżo odkryty seksapil, radykalną zmianą koloru włosów. Oto z wtapiającej się w tłum szatynki, stanie się płomiennowłosym  wampem.
Umówiona na wizytę w salonie, wsiadła w podmiejski autobus. Jechała z mocnym postanowieniem, by wrócić  odmieniona. U fryzjera spędziła kilka godzin. Nie było łatwo uzyskać taki odcień rudego, jaki sobie wymarzyła. Efekt końcowy przeszedł  najśmielsze oczekiwania. Burza ognistych włosów, nieco tylko ujarzmionych lakierem, spływała na ramiona i plecy Konstancji, niczym wulkaniczna lawa.
Po wyjściu z zakładu fryzjerskiego uśmiechała się do wszystkich tych, którzy odważyli spojrzeć w jej oczy. Szła powoli rozleniwiona upałem. Przystanek był blisko. Kolejny autobus odjeżdżał za godzinę. Zatrzymywała się przed mijanymi wystawami, by popatrzeć na swoje odbicie. Dżersejowa, biała sukienka w delikatny czarny rzucik podkreślała kobiece kształty, a czerwone szpilki zwracały uwagę na smukłe, opalone nogi.
Kolejny, mijany mężczyzna  odwzajemnił uśmiech. Zaraz potem usłyszała za sobą jego głos.



Przepraszam, czy my się znamy?
Odwróciła się powoli i uśmiechnęła.
- Nie sądzę.
 -Proszę wybaczyć, ale na pewno gdzieś się spotkaliśmy - nie ustępował.
- Bywa pani "Pod Arkadami" ? - pytał dalej.

Pokręciła przecząco  głową.
 - Musiał mnie pan z kimś pomylić. Nigdy tam nie byłam - zapewniła.
 - To może da się pani zaprosić na kawę. Do tego klubu. To tuż za rogiem. Podają tam naprawdę pyszną. I desery. I piwo. I wino.- zachęcał.
 - O, jest pan bardzo dobrze zorientowany- stwierdziła.
- No tak, bo jestem właścicielem, więc muszę- odrzekł.
 Konstancja wahała się tylko przez moment.
 - No dobrze. Przekonał mnie pan. Skoro to nie tak daleko. Mam chwilkę, więc dam się skusić na sok grejpfrutowy. Chyba, że go nie ma w ofercie ?- spytała.
 - Ależ jestem przekonany, że  jest- zapewnił.
Mówił prawdę. Klub był nieopodal. Weszli do chłodnego wnętrza. Mężczyzna zaproponował stolik, odsunął krzesło. Konstancja z ulgą usiadła.
- Dalej jest pani zdecydowana na sok? A może jakieś wino? Mamy bardzo dobre - zaczął wymieniać stojąc przed nią.
- Poproszę o sok. Baaaardzooo zimny.- dodała ściszając głos.
- Oczywiście, już przynoszę.
Znikł za drzwiami. Rozejrzała się po stylowym wnętrzu. Nieliczni klienci zajmowali odległe miejsca. Przeważały pary. Z głośników sączyła się dyskretna, bluesowa muzyka, sprzyjająca romantycznym uniesieniom. Sięgnęła po  menu. I choć wnętrze było klimatyzowane, zaczęła wachlować kartonikiem. Czuła na sobie wzrok obsługi stojącej za barem. Zerknęła na zegarek. Do odjazdu autobusu pozostało 45 min. "Trochę za mało, aby się bliżej poznać, ale poflirtować można "  pomyślała i spojrzała na obrączkę lśniącą na palcu. "Za późno by ściągnąć. Zresztą i tak pozostał by blady ślad."
Odgłos stawianej na szklanym blacie oszronionej szklanki z różowym napojem,wyrwał ją z zamyślenia. Spojrzała na mężczyznę i nie spuszczając z niego wzroku upiła łyk. Potem zbliżyła szklankę do dekoltu. Poczuła jak skroplona woda odrywając się od szklanki spływa strużką pomiędzy rozgrzane piersi. Towarzysz skupiony był właśnie na tym widoku.
 - Och.. co za ulga - zmysłowo wyszeptała.
 - Tak.. rzeczywiście koszmarny upał - stwierdził nie podnosząc wzroku. Przysunął krzesło bliżej i usiadł.
Będę musiała zaraz iść - posmutniała.
- Dlaczego?- spojrzał jej w oczy
 - Przecież nawet nie wiem, jak ma pani na imię- dodał ciszej. 
- Justyna - wyciągnęła rękę w jego stronę.
- Ryszard - odrzekł, składając pocałunek na dłoni i przytrzymując ją o wiele za długo, niż by wypadało. Nachyliła się w jego kierunku, czyniąc w ten sposób swój dekolt bardziej widocznym.
  - Ryszard Lwie Serce ?- zażartowała
 - Mam nadzieję, że jednak nie skończysz jak on, Ryszardzie.
Przesunęła się bliżej i pogłaskała znajomego drugą dłonią po policzku.
- A jak skończył mój imiennik?
- Dość nieciekawie. Zmarł ugodzony strzałą - spojrzała mu w oczy.Ośmielony położył swoje dłonie na jej kolanach.
 - Ale nie była to strzała Amora - uprzedziła jego pytanie.
 Zerknęła znów na zegarek.
  -Justynko proszę, tylko nie mów, że już musisz iść -  przesunął dłonie nieco wyżej.
- No niestety muszę. Za chwilę mam autobus - chciała wstać.
  - Przecież mogę cię podwieźć - zaproponował.
- Lepiej nie - zaprotestowała. 
- Przecież widzisz,  jestem mężatką. A jeśli ktoś znajomy by mnie z tobą zobaczył ?- spytała.- Musiałabym się mocno tłumaczyć.
 - To daj mi chociaż swój numer telefonu. Musimy się jeszcze spotkać. Koniecznie - zaakcentował ostatnie słowo.
Wyciągnął notes, długopis i spojrzał na nią. Podyktowała numer stacjonarny. Prosiła by zadzwonił po dwudziestej. Zapewniła, iż będzie czekać. Przed wyjściem pocałowała Ryszarda tak, jakby już byli kochankami. Zdawała sobie sprawę, że patrzył na nią jak odchodziła. Odwróciła się i podniosła dłoń w geście pożegnania.
Siedząc w podmiejskim autobusie myślała o ostatniej godzinie. Wszystko co zrobiła, nie było dziełem przypadku. Z rozmysłem podała numer telefonu Anki i imię jej małej córeczki. Potraktowała wszystko jako dobrą zabawę i wstęp do kolejnego rozdziału w jej życiu.

cdn .......

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz